Forum www.wilawiankipierwszade.fora.pl Strona Główna www.wilawiankipierwszade.fora.pl
forum klasy 1d
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jądro ciemności

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wilawiankipierwszade.fora.pl Strona Główna -> zaaaaaaaadania / j.polski
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mparzy




Dołączył: 19 Wrz 2010
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:17, 10 Wrz 2012    Temat postu: Jądro ciemności

1. Miejsce (elementy przestrzeni - jak wygladają, jak człowiek je postrzega? co czuje obcując
z nimi?) I czas akcji (*jaki wynika bezpośrednio tylko z treści)
Zarówno czas jak i miejsce akcji nie są ściśle określone w powieści. Można nawet odnieść wrażenie, że Conrad unikał wszelkich nazw geograficznych lub podawania dat. Wiedząc, iż dzieło oparte jest na autentycznych przeżyciach pisarza możemy określić czas akcji na końcowe lata XIX stulecia, mieszczące się w przedziale 1876 – 1892.

W obrębie Jądra ciemności wyróżniamy dwie płaszczyzny czasowe. Na poziomie pierwszej narratorem jest nieznany marynarz, który podróżuje wraz z podstarzałym Marlowem. Druga stanowi ramę dla wydarzeń przedstawionych przez doświadczonego żeglarza, które stanowią akcję właściwą powieści. Dodatkowo pierwsza obejmuje zaledwie kilkanaście godzin. Jest to czas od ostatniego przypływu do pierwszego odpływy na Tamizie. Po zmierzchu Marlow zaczął snuć swoją opowieść członkom załogi jachtu, a skończył o świcie, przed wschodem słońca. Druga płaszczyzna jest o wiele szersza i obejmuje kilka miesięcy. Sama podróż bohatera z Europy do koloni afrykańskiej, w której miał pracować zajęła miesiąc: „Minęło z góry trzydzieści dni, nim zobaczyłem ujście wielkiej rzeki”. Następnie naprawa parowca potrwała kolejne trzy miesiące, podróż do stacji Kurtza następne dwa. Po bliżej nieokreślonym odstępie czasu Marlow powrócił do europejskiego miasta, w którym znajdowała się siedziba towarzystwa.

Podobnie jak w przypadku czasu miejsce akcji możemy podzielić na dwie płaszczyzny. Na poziomie pierwszej z nich akcja toczy się na brytyjskim jolu krążowniczym „Nellie”. Na pokładzie tego jachtu zmierzającego Tamizą do morza narratorem jest marynarz, kompan Marlowa, który nie zdradza nam swojego imienia. Mężczyzna, w odróżnieniu od głównego bohatera powieści, używa nazw geograficznych: „Przymorski obszar Tamizy rozciągał się przed nami jak początek nieskończonego wodnego szlaku”, „Powietrze było ciemne nad Gravesend (…)”, „(…) mgły na mokradłach Essexu (…)”, „Latarnia morska Chapmana, stojąca na trzech nogach wśród błotnej ławicy, rzucała silny blask”.

Druga płaszczyzna, czyli opowieść Marlowa, która rozpoczyna się w Londynie, przenosi czytelnika wraz z bohaterem do tajemniczego miasta: „(…) płynąłem już przez kanał dla pokazania się pryncypałom i podpisania kontraktu. W bardzo niewiele godzin przybyłem do miasta, które przypomina mi zawsze pobielany grób”. Biorąc pod uwagę fakt, iż powieść ta była w znacznej mierze oparta na autentycznych przeżyciach kapitana Korzeniowskiego, łatwo stwierdzić, iż „grobowe miasto” to Bruksela.

W stolicy Belgii znajdowało się biuro towarzystwa, które w rzeczywistości zatrudniło Conrada, a powieści Marlowa. Bohater Jądra ciemności odbył trzydziestodniową podróż francuskim parowcem wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki, podczas której przepłynął „(…) koło różnych miejsc - osad handlowych - o nazwach takich jak Gran'Bassam, Little Popo; nazwach, które zdawały się należeć do jakiejś plugawej farsy odgrywanej na tle posępnej kurtyny”. Marlow posłużył się tymi nazwami geograficznymi nie w celu określenia jakiejś konkretnej przestrzeni, lecz by nadać Afryce groteskowości, tajemniczości i mroku jednocześnie.

Wydarzenia rozgrywają się w czasach współczesnych autorowi (kolonializm, handel w koloniach). Opowiadanie ma kompozycję klamrową: na początku i na końcu opisano następującą sytuację: kilku przyjaciół - „związanych morzem” - siedzą na zakotwiczonym na Tamizie nieopodal Londynu jachcie „Nellie”. Akcja właściwa to opowiadanie jednego z nich, Charliego Marlowa, o wydarzeniach z niezbyt dalekiej przeszłości. Wydarzenia z tego opowiadania rozgrywają się w Belgijskim Kongo (podróż bohaterów w górę rzeki, stacje handlowe położone na brzegu).

Bohater zmierzał do „wspaniałej kolonii”, czyli do Belgijskiego Konga w Centralnej Afryce. Poza życiorysem autora, świadczy o tym również opis: „Ale była tam przede wszystkim jedna rzeka, wielka, potężna rzeka, którą się oglądało na mapie, podobną do olbrzymiego, wyciągniętego węża, ze łbem w morzu, z tułowiem wijącym się poprzez rozległą krainę, z ogonem zagubionym w głębi lądu”. Tą rzeką jest oczywiście Kongo. „Ale moja praca miała się zacząć dopiero o dwieście mil dalej”, zdradził Marlow, z tego możemy wywnioskować, iż pierwszą stacją na jego drodze była położona dwieście mil w górę rzeki Kongo miejscowość Matadi. Natomiast Stacja Centralna znajdowała się w Kinszasie. Tam bohater spędził najwięcej czasu, bo aż trzy miesiące, podczas których naprawiał swój parowiec. Ostatnią lokacją, w której toczy się akcja Jądra ciemności, zanim powróci do „grobowego miasta”, jest położona w sercu kraju stacja Kurtza.

Znaczna część akcji rozgrywa się na parowcu dowodzonym przez Marlowa. Sam kapitan opisał dosyć dokładnie statek: Nasz parowiec był zupełnie podobny do krypy z pokładem. Na pokładzie stały dwa małe domki z tekowego drzewa, zaopatrzone w drzwi i okna. Kocioł był na dziobie, a maszyny na rufie. Nad tym wszystkim tkwił lekki dach wsparty na słupkach. Przez ten dach przechodził komin, a przed kominem mała kajuta zbudowana z lekkich desek służyła za domek pilota. Był tam tapczan, dwa składane krzesełka, nabity Martini-Henry stojący w kącie, mały stoliczek i koło sterowe. Z przodu domku były duże drzwi, a w bocznych ścianach okiennice. Wszystko to, oczywiście, stało otworem. Spędzałem tam dni, stercząc na przedniej krawędzi dachu nad drzwiami. W nocy spałem albo starałem się spać na tapczanie”.
2. Wizja ludzi podbijajacych nowe tereny.

Conrad ukazał kolonizację jako wielką niszczycielską siłę. Wielu próbowało nadać temu zjawisku wyższego znaczenia, na przykład Kurtz, gdy mówił: „Każda stacja powinna być jakby pochodnią na drodze ku lepszemu jutru, ośrodkiem handlu także, rzecz prosta, ale przy tym i humanitaryzmu, ulepszania oświaty”. Ciotka Marlowa uważała, że „trzeba oduczyć miliony tych ciemnych ludzi od wstrętnych obyczajów życia”, powstało nawet „Międzynarodowe Towarzystwo Tępienia Dzikich Obyczajów”, które powierzyło Kurtzowi sporządzenie specjalnego referatu.

To wszystko jednak było fałszywą próbą zakamuflowania prawdziwego celu kolonizacji, która została ukazana w Jądrze ciemności jako bezprawny i bestialski proces eksploatacji zasobów naturalnych Afryki oraz jej rdzennych mieszkańców: „Podbój ziemi, polegający przeważnie na tym, że się ją odbiera ludziom o odmiennej cerze lub trochę bardziej płaskich nosach, nie jest rzeczą piękną, jeśli się w niego wejrzy zbyt dokładnie”. Marlow na własne oczy przekonał się, jak wygląda oblicze kolonizacji: fizycznie wyniszczeni robotnicy pracujący w urągających warunkach bez wynagrodzenia. Widział umierających czarnoskórych w gaju, których ciała przypominały czarne szkielety. Zysk był jedyną religią wyznawaną przez białych najeźdźców z Europy.

Kurtz osiągnął poprzez swoje metody najwyższą formę kolonizacji: tubylcy uznawali go za bóstwo. Dzięki temu agent mógł liczyć na niesłychaną ilość kości słoniowej. Właśnie w stacji Kurtza Marlow styka się z największym aktem barbarzyństwa, czyli z głowami „buntowników” zatkniętymi na palach. W tym momencie widzimy, że mężczyzna nie kierował się szlachetnymi ideami. W rzeczywistości chodziło mu o to, aby „Wytępić te wszystkie bestie!”.

Kolonizacja przynosiła zyski jedynie Europejczykom, pozostawiając Afryce cierpienie i śmierć.
3. W jaki sposób Marlow poznaje Kurtza (podaj konkretne osoby, które mu go przybliżają, prawdy, jakie
zostają przed nim odkryte).

Bohater dowiedział się, iż Rosjanin nie zawsze towarzyszył najlepszemu agentowi towarzystwa. Kurtz na swoje wyprawy wyruszał wyłącznie samotnie, podczas gdy mężczyzna czekał na niego samotnie w obozowisku. Kapitan parowca dowiedział się, iż mężczyzna w poszukiwaniu kości słoniowej nie praktykował już handlu wymiennego, jak niegdyś, lecz łupił okoliczne wsie. Nie działał w pojedynkę, ponieważ udało mu się przekonać do siebie plemiona tubylców, którzy z czasem zaczęli go ubóstwiać.

Rosjanin wytłumaczył bohaterowi: „Czemu pan się tak dziwi? (…) Przybył do nich z gromem i błyskawicą, rozumie pan - nigdy w życiu czegoś podobnego nie widzieli - i bardzo straszny”. On potrafi być bardzo straszny. Nie można go sądzić jak zwykłego człowieka. Nigdy w życiu. Otóż... niech tam, powiem, żeby panu dać o nim wyobrażenie: raz i mnie chciał zastrzelić - ale ja go sądzić nie będę”. Powodem sporu między mężczyznami była wówczas kość słoniowa. Kurtz był gotów posunąć się do zbrodni, gdy dowiedział się, że Rosjanin posiadał niewielką ilość kłów. Jednak młody podróżnik nie opuścił po tym stacji najlepszego agenta towarzystwa, wręcz przeciwnie, postanowił zostać i odnowić z nim swoją przyjaźń. Kurtz dwukrotnie ciężko chorował i właśnie „arlekin” czuwał wtedy nad nim. Utalentowany poszukiwacz kości słoniowej miewał różne nastroje, czasami był bardzo miły dla Rosjanina, a czasami lepiej było zejść mu z drogi. Młodzieniec usprawiedliwiał takie zachowanie: „Ten człowiek za wiele cierpiał. Nienawidził tego wszystkiego i jakoś nie mógł tego porzucić. Kiedy mi się trafiała sposobność, prosiłem go, żeby wyjechał, póki czas; proponowałem, że wrócę z nim razem. Mówił: dobrze, a potem zostawał; szedł znów na poszukiwanie kości słoniowej; znikał na całe tygodnie; zapamiętywał się wśród tych ludzi (…)”.

Marlow nie powstrzymał się przed nazwaniem Kurtza „wariatem”, lecz Rosjanin się z nim nie zgodził. Kapitan parowca chwycił za lunetę i rozglądał się po brzegu. Niepokoiła go obecność wrogo nastawionych tubylców. „Arlekin” wyjawił wówczas, iż utalentowany agent powrócił niedawno po kilkumiesięcznej nieobecności i przyprowadził ze sobą wielu wojowników z plemienia nad jeziorem. Po czym dodał: „Widać apetyt na kość słoniową zwyciężył w nim - jakże to nazwać?”. Gdy dowiedział się, że Kurtz jest bardzo chory przybył do obozowiska by się ponownie nim zaopiekować. Podobno jego stan był ciężki. Marlow nie wierzył własnym oczom, gdy dzięki lunecie dostrzegł, iż na słupy otaczające chatę obłąkanego żądzą kości słoniowej człowieka, nabite są ludzkie głowy. Tylko jedna z nich zwrócona była tyłem do budowli, pozostałe skierowane były twarzą ku niej. Ta, której oblicze widział bohater była „czarna, zeschła, zapadła, z zamkniętymi powiekami - zdająca się spać u szczytu tego pala, a jej ściągnięte suche usta, ukazujące wąską i białą linię zębów, uśmiechały się, uśmiechały bez końca do jakiegoś nieustannego, żartobliwego snu wśród tej wieczystej drzemki”.



Jak się później okazało dyrektor zdradził bohaterowi, iż nietypowe metody pana Kurtza doprowadziły do ruiny cały okręg. Głowy nabite na pal świadczyły o tym, że ten człowiek zatracił się w swojej żądzy. Przebywający z nim na co dzień ludzie byli uwodzeni jego pięknymi słowami, przez co nie dostrzegali braków hamulców, jakie tkwiły w tym mężczyźnie. Sam Kurtz uświadomił sobie swoją wadę dopiero w obliczu śmierci, ale „dzicz przejrzała go wcześnie i wywarła na nim straszliwą zemstę za dziwaczną inwazję”. Rosjanin powiedział, że nie ośmielił się nigdy zdjąć głów z tych pali, ponieważ stanowiły one pewne symbole. Zapewniał, iż pan Kurtz nie boi się tubylców, ponieważ są jego poddanymi. Wodzowie okolicznych wiosek przybywali do niego codziennie i padali przed nim na kolana. Gdy Marlow krzyknął, że nie ma zamiaru wysłuchiwać o wspaniałości poszukiwacza kości słoniowej, młody człowiek był zdziwiony. Nie rozumiał, jak można nie ubóstwiać pana Kurtza. Widocznie zapomniał, iż bohater nigdy z nim nie rozmawiał.
Kilka słów zamienionych z Kurtzem wystarczyły Marlowowi, by zrozumieć, dlaczego wszyscy tak bardzo się nim zachwycali. Jego wielka siła spoczywała w głosie. Marlow wyszedł na pokład i wraz z Rosjaninem obserwował kobietę, która przechadzała się wzdłuż brzegu. Piękna czarnoskóra zatrzymała się nagle i uniosła ręce ku niebu. Dyrektor pokłócił się z Kurtzem, który uważał, iż towarzystwo psuje jego plany. Marlow zgadzał się z zarządcą Stacji Centralnej, iż metoda pracy Kurtza była niehumanitarna i zła. Marlow doradził Rosjaninowi, iż najlepszym wyjściem dla niego byłaby ucieczka, ponieważ dyrektor miał zamiar go powiesić. Mężczyzna w podzięce za pomoc wyznał, iż to Kurtz nakazał swoim wyznawcom zaatakować parowiec. Po północy Marlow postanowił odwiedzić Kurtza, lecz okazało się, iż nie ma go w kajucie. Bohater wiedział, iż mężczyzna wyskoczył na brzeg, by powrócić do swojego ludu. Kapitan podążył za nim. Z łatwością dogonił Kurtza i udało mu się go przekonać, by powrócił z nim na pokład parowca.

[dodac osoby, które wczesniej mówiły o Kurtzie – i co]
4. Wizja człowieka żądnego władzy - na podstawie Kurtza (wygląd, ideały, etapy życia, sposób postępowania,opinie na jego temat.:
Charakter tego tajemniczego bohatera doskonale oddaje jego nazwisko, co celnie zauważa Marlow:
Kurtz - to znaczy po niemiecku »krótki«, nieprawdaż? Otóż to nazwisko było równie prawdziwe jak wszystko inne w jego życiu i śmierci.

We własnej osobie pojawia się dopiero w trzeciej części powieści, lecz już wcześniej jest obecny w akcji, jest nawet jej motorem napędowym, dzięki skrajnym opiniom innych bohaterów. Wszyscy byli jednak zgodni co do tego, że był osobistością wybitną i nieszablonową. Okrzyknięto go jednogłośnie najbardziej utalentowanym agentem towarzystwa handlowego. Przez całe dwie pierwsze części Jądra ciemności postać Kurtza rysuje się czytelnikowi niczym herosa, lecz w momencie konfrontacji z Marlowem wypada on zdecydowanie negatywnie. W postacie zdolnego agenta dużo ważniejsze jest to, co sobą reprezentuje, a nie to jak wygląda i co robi.


To właśnie on znajduje się w samym jądrze ciemności, czyli w sercu Konga, gdzie przed nim nie dotarło nic europejskiego. Nagle pojawił się tam agent Kurtz, którego śmiało można nazwać człowiekiem renesansu (doskonale malował, grał na fortepianie i komponował, czasem pisywał poezję, prozę, a czasem uprawiał publicystykę). Szybko zrozumiał, że posiada przewagę nad ciemnym tubylczym ludem i postanowił to wykorzystać, ogłaszając się jego panem i władcą. Właśnie tak postępowali kolonizatorzy, którzy z postępem na ustach gwałcili prawa i zasady panujące na dalekich ziemiach od setek lat.

Kiedy czytelnik poznaje Kurtza, z czasów jego świetności pozostał już tylko hipnotyczny głos. Jego ciało pochłonięte przez śmiertelną chorobę składało się niemal wyłącznie ze skóry i kości. Umysł ogarnięty szaleństwem tracił resztki kontaktu z rzeczywistością. Jednak Marlow z łatwością dostrzegł w nim tę iskrę, która spowodowała, że całe plemię tubylców oddałoby za niego swoje życie, a każdy człowiek, z którym zamienił choć zdanie uważał go za geniusza.
Postać Kurtza jest ucieleśnieniem wszystkich negatywnych aspektów procesu kolonizacji Afryki. Conrad ukazał pychę, bezczelność, samouwielbienie, chciwość i z jaką „wielcy odkrywcy” oswajali czarny ląd. Kurtz był przekonany o wyższości europejskiej kultury i cywilizacji był całkowicie przekonany, że wszystkie inne ludy świata muszą się im podporządkować. Agent uosabiał też hipokryzję wszechobecną na starym kontynencie, widać to, kiedy z jednej strony głosi filantropijne idee, a z drugiej strony ograbia z kości słoniowej i z premedytacją morduje tubylców.
Postać ta, jako symbol, ma niezwykle ważne i bogate znaczenie. Kurtza można nazwać „mikrokosmosem”, ponieważ zawiera w sobie wszystkie te cechy, które stanowiły o porażce białego człowieka w Afryce: wyposażony w najlepszy sprzęt oraz głoszący filantropijne idee ucieka się do zabijania, aby okraść tubylców z kości słoniowej.
Postać Kurtza jest zbudowana na zasadzie opozycji wobec Marlowa. Odwrotnie niż marynarz więcej mówił niż pracował. W gruncie rzeczy wszystkie jego umiejętności sprowadzały się do popisów krasomówczych. Pięknym językiem z łatwością mamił rozmówców, którym wydawało się, że mają do czynienia z postacią wybitną. W powieści pojawia się wielu bohaterów, których Kurtz owinął sobie wokół palca. Byłby został wspaniałym przywódcą skrajnej partii, mówił jego przyjaciel dziennikarz. W tych słowach jest wiele prawdy. Kurtz posiadał w sobie niezbędną do wykonywania tego zawodu charyzmę, która powodowała, że gromadziły się wokół niego rzesze wyznawców.
Jedyną różnicą pomiędzy Kurtzem, a innymi białymi kolonizatorami Afryki był fakt, iż agent doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że opętało go coś złego, że postradał zmysły. Była to jedna z niewielu rzeczy, za które Marlow darzył go sympatią.
Dawny, realny Kurtz kształcił się częściowo w Anglii i - jak sam łaskawie oświadczył - sympatie jego leżały po właściwej stronie. Matka jego była na wpół Angielką, ojciec - na wpół Francuzem. Cała Europa złożyła się na Kurtza – bohater był wspaniałym, złotym, dzieckiem Zachodu, które w innych okolicznościach mogło osiągnąć wszystko, lecz uległo pokusie zła i stoczyło się na same dno.
5. Wizerunek poszukiwacza - na podstawie Marlowa.:
Bohater Jądra ciemności od dzieciństwa pasjonował się żeglugą i podróżami. Od najmłodszych lat marzył o tym, by opłynąć dookoła świat i zwiedzić najdalsze i najdziksze zakątki ziemi. Udało mu się dopiąć swego. W powieści widzimy Marlowa w różnych etapach jego życia, między innymi jako doświadczonego żeglarza, który właśnie ma zamiar wyruszyć do Afryki, by na rzece Kongo dowodzić statkiem parowym.
Co prawda powieść niemal w całości poświęcona jest tej jednej postaci, ale czytelnik nie poznaje dokładnie jej wyglądu. Conrad zaprezentował jedynie podstarzały wizerunek Marlowa, który podczas postoju na Tamizie dzielił się z załogą krążownika „Nellie” swoimi przygodami:
Miał zapadłe policzki, żółtą cerę, proste plecy, wygląd ascety, a ze swymi obwisłymi ramionami i rękami leżącymi na kolanach dłonią ku górze podobny był do bożka (…) Nastała chwila głębokiej ciszy, potem błysnęła zapałka i szczupła twarz Marlowa wystąpiła z mroku zniszczona, zapadnięta, z fałdami zbiegającymi ku dołowi, ze spuszczonymi powiekami, jakby uważna i skupiona; a gdy raz po raz zaciągnął się dymem z fajki, jego twarz zdawała się cofać w noc i znów występować, w miarę jak drobny płomyk błyskał w regularnych odstępach. Zapałka zgasła.
Wizerunek Marlowa nie pozostawiał żadnych złudzeń, iż był to człowiek nie tyle doświadczony przez morze, co przez nie zniszczony. Ważne jest jednak, aby zauważyć rodzaj dostojeństwa i mądrości życiowej reprezentowanej przez tę postać, które sprawiają, że wyglądał zupełnie jak Budda nauczający w europejskim ubraniu i bez lotosu.

Marlow, jak przystało na samotnika, był bardzo zdystansowany i małomówny. Znacznie częściej widzimy go przyglądającego się różnym sytuacjom, osobom, zjawiskom, aniżeli aktywnie w nich uczestniczącego. Marynarz dał się poznać czytelnikowi jako doskonały obserwator, a jednocześnie osoba, które swoje zwykle trafne sądy zachowywała dla siebie. Wobec swojego najbliższego otoczenia zawsze był nastawiony życzliwie, przynajmniej z pozoru. Posiadał zdolność zjednywania sobie ludzi. Właśnie te dwie ostatnie cechy powodowały, że nawet osoby, których nie darzył sympatią, garnęły się do niego i szukały jego towarzystwa. Ważną i nieodzowną cechą charakteru Marlowa był jego pesymizm. Długie lata spędzone na morzu nauczyły go jednego – jeśli coś może się nie udać, to nie uda się na pewno. Dlatego też swoją przyszłość zawsze widział w ciemnych barwach. Wiele razy widzimy go wątpiącego czy uda mu się odnaleźć Kurtza, a nawet opuścić Afrykę żywym.
6. Obraz ludzi dżungli.:
Europejczycy nie traktowali rdzennych mieszkańców Konga jak równych sobie ludzi. Uważali ich za dzikusów, co widać chociażby w słowach ciotki Marlowa, która twierdziła, że „trzeba oduczyć miliony tych ciemnych ludzi od wstrętnych obyczajów życia”.

Podczas pobytu głównego bohatera w Stacji Centralnej doszło do linczu na jednym z tubylców, uznanego przez białych za winnego podpalenia. Gdy pobity Murzyn płakał w głos, jeden z pracowników stacji rzucił z oburzeniem: „Co za hałas wyprawia to bydlę! (…)Dobrze mu tak. Przestępstwo - kara - baty! Bez litości, bez litości. To jedyny sposób”. Ta uwaga wskazuje na fakt, iż dla pracowników stacji tubylcy nie różnili się niczym od zwierząt. Nawet Marlow uległ takiemu wyobrażeniu o czarnoskórych, gdy porównał kotlarza do „psa w majtkach i kapeluszu z piórem, chodzącego na tylnych łapach”.

Jednak powieść ukazuje tubylców w dużo korzystniejszym świetle. Obraz ludożerców zatrudnionych na pokładzie parowca Marlowa jest na to najlepszym przykładem. Pozbawieni zapasów mięsa hipopotama kanibale pozostali powściągliwi i nie rzucili się na białych, ale dalej ciężko pracowali. Główny bohater był dla nich pełen podziwu. Stanowili znaczną większość na pokładzie, dzięki czemu z łatwością przejęliby władzę na statku. Pomimo to potrafili się powstrzymać, ten „hamulec” cechuje ludzi cywilizowanych, a nie zwierzęta.

Dodatkowo tubylcy demonstrowali znacznie większą troskę o Kurtza, aniżeli większość jego krajanów. Co prawda rdzenni mieszkańcy buszu wielbili agenta, co mogłoby świadczyć jedynie o ich zacofanej, niecywilizowanej naturze, ale ich oddanie i chęć uchronienia Kurtza przed niebezpieczeństwem budzi podziw czytelnika. Wymowa powieści jest taka, że to Europejczycy byli „dzikusami”, a nie ci, których właśnie tak nazywali.

Afryka w Jądrze ciemności jest miejscem pełnym mroku, tajemnic i zgrozy. W drodze, wzdłuż wybrzeża kontynentu, francuski parowiec, na którego pokładzie podróżował Marlow, przepływał „(…) koło różnych miejsc - osad handlowych - o nazwach takich jak Gran'Bassam, Little Popo; nazwach, które zdawały się należeć do jakiejś plugawej farsy odgrywanej na tle posępnej kurtyny”. Dzięki takim nazwom geograficznym Afryka wydaje się być czytelnikowi miejscem groteskowym, nierealnym, ale i niepokojącym. W powieści brakuje opisów wyrażających zachwyt autora nad pięknem natury „Czarnego Lądu”, zamiast tego spotykamy się z personifikacją dziczy: „Dzicz poklepała go po głowie i oto głowa ta stała się podobna do kuli, do kuli z kości słoniowej; dzicz popieściła go - i oto zwiądł; zagarnęła go, pokochała, otoczyła ramionami, przeniknęła mu do żył, pożarła ciało i przykuła jego duszę do swojej przez niepojęty rytuał jakiegoś szatańskiego wtajemniczenia”. To uosobienie występuje bardzo licznie w przekroju całej powieści.

jak wyciągnął swoje kuse ramię ruchem, który ogarnął las, błoto, zatokę, rzekę, i - wobec słonecznego oblicza kraju - zdawał się przyzywać zdradziecko tym hańbiącym gestem przyczajoną śmierć, ukryte zło, głęboką ciemność z wnętrza lądu”. Z pozoru zielony, pełen życia krajobraz w rzeczywistości był bardzo mroczny i przerażający: „Rozejrzałem się i nie wiem dlaczego, ale doprawdy nigdy, nigdy jeszcze ten kraj, ta rzeka, ta dżungla, nawet sklepienie tego jaśniejącego nieba nie wydały mi się tak beznadziejne i tak ponure, tak nieprzeniknione dla ludzkiej myśli, tak bezlitosne dla ludzkiej słabości”.

Afryka stanowiła tło dla wydarzeń powieści, ale jednocześnie stała się jej nieodzowną częścią. Niezmienny krajobraz, nieprzenikniony busz, trudny klimat, choroby, sprawiały, iż Europejczycy zapadali na czarnym kontynencie nie tylko na choroby fizyczne, ale i psychiczne.
7. Kim jest, jaka jest i jaką rolę spełnia kochanka Kurtza?:


Czarnoskóra piękność, która nie mogła pogodzić się z odejściem agenta. Stanowi przeciwieństwo narzeczonej mężczyzny, ponieważ jest władcza i silna. Dzięki niej czytelnik przekonuje się, iż Kurtz był człowiekiem, którym kierowały również cielesne żądze. Jej widok budził podziw i pożądanie wśród załogi parowca: „Stąpała miarowym krokiem, owinięta w pasiastą szatę z frędzlami, depcząc dumnie ziemię wśród lekkiego brzęku i migotu barbarzyńskich ozdób. Trzymała głowę wysoko; jej włosy były upięte w kształt hełmu; na nogach miała mosiężne kółka aż do kolan, bransolety z mosiężnego drutu aż po łokcie, szkarłatną plamę na ciemnym policzku, nieprzeliczone naszyjniki ze szklanych paciorków u szyi; dziwaczne jakieś przedmioty, amulety, dary czarowników, które wisiały na niej, lśniły przy każdym kroku. Musiała mieć na sobie wartość kilku kłów słoniowych.
Była dzika i przepyszna, płomiennooka i wspaniała; jej powolne posuwanie się naprzód miało w sobie coś złowieszczego. A wśród ciszy, która spadła nagle na całą tę smutną krainę, olbrzymi obszar puszczy, cały ogrom płodnego i tajemniczego życia zdawał się patrzeć na nią, zadumany, jakby patrzył na wizerunek swojej własnej, mrocznej i namiętnej duszy”.

Postać ta budziła strach u Rosjanina, ponieważ w przeszłości miała do niego pretensje o to, iż ten spędzał zbyt wiele czasu z Kurtzem. Jej gniew wzbudził również fakt, iż „arlekin” użył jej materiału, w celu załatania swojego ubrania.

Kobieta odprawiła magiczny rytuał na brzegu rzeki, co wystraszyło załogę parowca. Sprawiała wrażenie, iż to ona jest dowódcą armii Kurtza. Jako jedyna nie bała się dźwięku gwizdawki parowej. Gdy parowiec odpływał Marlow zauważył, iż „wspaniała kobieta nie drgnęła nawet i wyciągała za nami tragicznym ruchem nagie ramiona nad ponurą, iskrzącą się rzeką”. Gest ten można odczytywać jako symbolizujący dzikość, która zniszczyła Kurtza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sławek




Dołączył: 17 Wrz 2010
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: i tak nie będziecie wiedzieć...

PostWysłany: Wto 19:27, 11 Wrz 2012    Temat postu:

Dzięki za notki michał.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wilawiankipierwszade.fora.pl Strona Główna -> zaaaaaaaadania / j.polski Wszystkie czasy w strefie GMT + 3 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin